Rowerowe Babki w Piasku, czyli wyprawa rowerowa wzdłuż wybrzeża

Rowerowe Babki w Piasku

Po co podróżujemy? Na to pytanie każdy powinien sam znaleźć odpowiedź. Ja mogę jedynie stwierdzić fakt, iż ludzie od zarania dziejów w różnorodny sposób zwiedzają cały świat.
W tym roku postanowiłam spełnić swoje marzenie i wyruszyłam w podróż z rowerem i dwiema fajnymi babkami. Celem swojej wyprawy uczyniłyśmy fragment wybrzeża Morza Bałtyckiego.

Dzień 1. - wyjazd
Swoją przygodę rozpoczęłyśmy na stacji PKP w Trzciance, skąd pociągiem udałyśmy się do pięknego miasta uzdrowiskowego - do Kołobrzegu. Pierwszy dzień wyprawy poświęciłyśmy na aklimatyzację - bliższe spotkanie z plażą, morzem i nadmorskimi atrakcjami. Odwiedziłyśmy również Joli rodzinę. Zaaklimatyzowane i podekscytowane nadchodzącymi przygodami po zachodzie słońca grzecznie poszłyśmy spać.

Dzień 2. - z Kołobrzegu do Mielna
Drugi dzień wyprawy przyniósł nam pierwsze kilometry kręcone wzdłuż wybrzeża. Ochom, achom i zachwytom nie było końca, gdy delikatny zachodni wiatr pchał nas malowniczymi ścieżkami na wschód. Plan - dotrzeć do Mielna przed nocą - został zrealizowany w stu procentach! Z dłuższym postojem na obiadowe karmienie w Gąskach wyprawę zakończyłyśmy w Mielnie ok. godz. 16.00. Po zakwaterowaniu w Pensjonacie Mewa obowiązkowo udałyśmy się na leniwe plażowanie połączone z krioterapią mięśni nóg. Natomiast przed snem był czas na rozmowy i zabawy. Gra "Zgadnij, kim jestem" to królowa zabaw tego wyjazdu.

Dzień 3. - Mielno - Bobolin
Tego dnia metę miałyśmy zaplanowaną w Bobolinie - małej miejscowości niedaleko Dąbek. Do celu dotarłyśmy jadąc asfaltowymi ścieżkami rowerowymi oraz drogami wyłożonymi płytami jumbo. Dość wcześnie pokonałyśmy zaplanowany na ten dzień odcinek drogi, więc już od godzin wczesno popołudniowych korzystałyśmy z kąpieli morskich i słonecznych racząc się wyjątkowo piękną aurą. To była istna regeneracja naszych zmęczonych już nieco mięśni, konieczna, gdyż kolejnego dnia czekało nas pokonanie najdłuższego odcinka całej wyprawy.

Dzień 4. - Bobolin - Ustka
W czwartek wyruszyłyśmy w trasę dość wcześnie, krótko po godz. 8.00. Pierwsze atrakcje spotkały nas już w Darłowie, gdzie odbywał się Zlot Militarny. Jako że nie jesteśmy zbyt oddanymi fankami militariów, pstryknęłyśmy kilka fotek i poleciałyśmy dalej. Z Darłowa do Jarosławca miałyśmy przyjemność jechać fenomenalną ścieżką rowerową. Wprawdzie stan techniczny nawierzchni pozostawiał wiele do życzenia, jednak zapierające dech w piersi widoki sprawiły, iż uznałyśmy ten odcinek za najbardziej urokliwy. Jednak diametralnie sytuacja uległa zmianie po wyjeździe z Jarosławca. Gdy minęłyśmy wieś Łącko przyszło nam jechać wąskimi drogami asfaltowymi, przy których nie było ścieżek rowerowych. Im bliżej Ustki byłyśmy, tym gorzej się jechało. Tylko życzliwe pozdrowienia turystów rowerowych, podobnie jak my objuczonych ciężkimi sakwami, których od czasu do czasu mijałyśmy, dawały nam siłę do dalszej podróży. Na mecie - w Ustce czekał na nas wujek Zenek, który przyjął nas serdecznie pod swój dach i ugościł, czym chata bogata. Zabrał nas na spacer do portu. W związku z tym, że wieczór był chłodny, a pogoda prawie barowa, do późna grałyśmy w "Zgadnij, kim jestem".

Dzień 5. - Ustka - Wierzchocino
W piątkowy poranek wsiadłyśmy na rowery ok. godz. 9.00 i wyruszyłyśmy Szlakiem Zwiniętych Torów Kolejowych do Rowów. Jest to dość wymagająca trasa, której nie polecamy miłośnikom asfaltowych ścieżek rowerowych. Droga wiodła byłym nasypem kolejowym, była nierówna i czasem występował piasek. Z lekkim opóźnieniem dotarłyśmy do Rowów, gdzie czekała na nas Asia - bliźniacza siostra Joli z dziećmi. Teraz to ona przejęła kierownictwo trasy. Poprowadziła nas fenomenalną ścieżką przez Słowiński Park Narodowy do Smołdzina, a następnie leśnymi szutrami wzdłuż Łupawy do Wierzchocina. I właśnie w Wierzchocinie urządziłyśmy sobie bazę noclegową na dwie noce. Pierwszego wieczoru integrowałyśmy się z Joli rodzinką i biesiadowałyśmy przy ognisku.

Dzień 6. - bez roweru
Nasza wyprawa została tak zaplanowana, żeby udało nam się zwiedzić Ruchome Wydmy w Czołpinie. Dlatego też sobota stała się dniem bez roweru. Wcześnie rano pojechałyśmy z Asią do Czołpina, skąd pieszo udałyśmy się na wydmy. Z parkingu do wydm prowadzi dwukilometrowa ścieżka. Przez wydmy przedarłyśmy się na przepiękną szeroką plażę. Idąc wzdłuż morza w kierunku zachodnim, dotarłyśmy do przejścia prowadzącego do latarni morskiej w Czołpinie. Następnie zeszlyśmy w dół i wróciłyśmy do samochodu. W tej wyprawie towarzyszyła nam Asia z dziećmi. Tego dnia pod wieczór Asia zabrała nas na spacer nad leśne jeziorko. Mimo nakręcenia prawie 20 km pieszo, wieczorem nie zabrakło nam sił na zabawę "Zgadnij, kim jestem".

Dzień 7. - powrót
Niedziela była ostatnim dniem naszej wyprawy rowerowej. Jednak aby dostać się na pociąg, musiałyśmy pokonać trasę o długości 35 km. Dojechałyśmy do Słupska a stamtąd pociągiem do Trzcianki.
Podsumowanie:
Pokonałyśmy trasę rowerową o długości: ok. 250 km
Wychodziłyśmy: 35 km

Zioota

Uczestnicy rajdu/spaceru nie są objęci ubezpieczeniem i startują na własną odpowiedzialność. Osoby niepełnoletnie biorą udział pod opieką dorosłego opiekuna.

Dodaj komentarz